wtorek, 19 lutego 2013

Nauki przedmałżeńskie - szok!

W niedzielę rozpoczęłam z Serkiem nauki przedmałżeńskie. W niewielkiej podmiejskiej parafii. Generalnie czeka nas 8 spotkań grupowych i 2 spotkania w ramach poradni małżeńskiej.  Na naukach jest nas 9 par. Większość jest młodsza od nas. Cały kurs ma prowadzić osoba świecka. Natomiast pierwsze zajęcia poprowadził ksiądz proboszcz. Spodziewaliśmy się raczej wypowiedzi w tonie "dzieci rodzić, gary myć, mężowi służyć kobieta ma". Łatwo więc zgadnąć jakież było nasze zdziwienie gdy usłyszeliśmy, że małżeństwo to partnerstwo i kobieta i mężczyzna są sobie równi. Kobieta to nie kuchta, facet sam sobie może ugotować. Musimy spędzać ze sobą dużo czasu i to nie na randkach, ale w codziennych zajęciach. Czas powinniśmy spędzać z rodziną i obserwować reakcje partnera na swoją rodzinę. Jeśli nie umie uszanować mamy, taty, babci to nas potem też będzie tak traktować. Generalnie ton wypowiedzi był zdecydowanie inny niż się spodziewaliśmy. Z przyjemnością słuchaliśmy o tym czy jest związek i partnerstwo i gdzie w tym powinien być Bóg. Bez nadęcia, bez stereotypów. Ksiądz wprost powiedział, że to nie XIX w. i nie spodziewajmy się akceptacji poddańczej roli kobiety. W sumie wiele z tych rzeczy, o których mówił ksiądz odnosiło się do kogoś z mniejszym stażem. Mimo wszystko ja i D. nie mamy już różowych okularów na nosie i widzimy siebie nawzajem z wadami. Nie mniej dobrze jest uświadomić to sobie i utwierdzić się w przekonaniu, że kochamy się i jesteśmy dla siebie oparciem.
Za tydzień mamy rekolekcje więc będzie z kimś innym i nie całkiem o małżeństwie. Za dwa zaś poznamy tego pana, który ma nam docelowo prowadzić zajęcia. Jestem ciekawa czy nadal będą te zajęcia coś nam przynosiły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz