poniedziałek, 13 maja 2013

Co z tym życiem?

Od jakiegoś czasu myślę czego chcę w życiu. Czuję wewnętrzną potrzebę zmieniania siebie o otoczenia. Z drugiej strony bardzo trudno jest mi cokolwiek zdziałać, wyjść ze swojej strefy komfortu. Rozpoczęcie nowych działań gdy mam od 3 lat bardzo poukładane życie jest niezwykle trudne. Ostatnio nie chcę oglądać nowych filmów tylko te które już znam. To samo dotyczy książek i innej aktywności. Nie potrafię przełamać rutyny. 
Aż się chce zapytać za znaną prezenterką "Co z tym życiem?" Jestem zaskoczona, że nie umiem przypomnieć sobie swoich marzeń. Jedyne czego ostatnio oczekiwałam to spokój i normalność. Jeszcze rozumiałabym, gdyby otaczał mnie chaos, ale u mnie nie dzieje się nic wielkiego. Wszystko jest po staremu i nie czuję nawet ślubnego zamieszania. 
Gdzieś czytałam, że żeby zacząć układać sobie życie wewnętrzne trzeba najpierw zapanować nad zewnętrznym bałaganem. Od tego więc dziś zacznę, że posprzątam biurko, rachunki, sypialnię i kuchnię. Ostatnio te zadania spadły na D., bo nadal nie ma pracy. Teraz ja to ogarnę, bo jemu jakoś nie idzie specjalnie pilnowanie ładu domowego. Może potem zacznę po kolei sfery swojego życia układać. W pierwszej kolejności moje wykształcenie. Termin na to jest do końca tego tygodnia. W dalszej kolejności przygotowania ślubne. Potem sprawy zawodowe i zdrowotne. Na koniec zostawiam zmianę stylu życia na zdrowszy. Jestem na takim skraju, że bardziej siebie dość nie mogę mieć, siebie i swojej niemocy.... Jeśli nie uda mi się jakoś opanować to jest ze mną kiepsko i potrzebuję zewnętrznej pomocy.

wtorek, 7 maja 2013

Nic ciekawego

Cóż jak to ja... Miałam dłuższą przerwę w pisaniu, bo jakoś nie miałam weny czy raczej miałam... mega lenia... 
Już jest lepiej i ogarniam się dziś. 
Motywuje mnie obecność K. w pracy. W końcu nie mogę być słabsza niż moja przyjaciółka :). Poza tym ślub coraz bliżej i nie mam czasu na nic nierobienie. To samo dotyczy obrony. 
Ostatnio robiłam analizę siebie i wyszło mi, że generalnie stoję w miejscu. Nie rozwijam się, a w niektórych kwestiach to nawet cofam się...  Zaczęłam więc coś ze sobą powoli robić. Na hurra nie dam rady się zmienić, ale kawałek po kawałku powinno się udać. Obecnie ćwiczę co 2 dzień. Spaceruję z moim D. poza tym jem rano śniadania. Zaczynam wstawać wcześniej, żeby nie spóźniać się do pracy. Uczę się nie marnować czasu. Zwłaszcza w pracy. Dzięki temu czuję się lepiej i psychicznie i fizycznie. Mam poczucie odzyskiwanej kontroli nad swoim ciałem i swoim życiem.

Poza tym pracuję nad związkiem z D. D. generalnie przechodzi on ciężki czas, bo czeka na kurs jako bezrobotny. Dobrze, że jakoś finansowo dajemy radę. Tyle, że bezczynność odbija się na D.  i ciężko znosi siedzenie w domu.
Staram się mu wpoić zasadę mojej mamy nie ma co się martwić na zapas i wszystko małymi krokami wyprostujemy.
Z moich życiowych spraw to chyba tyle. :)