poniedziałek, 25 lutego 2013

2 prawników 3 zdania

Dziś będzie służbowo i pracowniczo.
Odkąd pracuję, mam w pracy do czynienia z prawnikami. 2 dokładnie radcami prawnymi. Obaj panowie są bardzo sympatyczni i nas topie niesłużbowej fajnie się z nimi rozmawia. Służbowo to już inna bajka. Pomijając fakt, że nie dotrzymują terminów, to czasem wychodząc od nich masz ochotę tłuc głową w mur.
Kiedyś przyszłam z pytaniem, do którego przepisu prawa mam się stosować, bo w tej sytuacji to są dość kolidujące i nie wiem jaką mam podjąć decyzję i czym ją uzasadnić. Usłyszałam, że nadrzędna jest konstytucja i nic więcej. Nadal więc nie wiedziałam, co mam odpisać skro mam art. do motywowania obu wersji... Innym razem zaniosłam mu projekt dokumentu i podpisał bez problemu i bez uwag. Za miesiąc przyniosłam to samo dla innego terenu i dostałam lawinę uwag, że tak to być nie może. Szczytem jest to, że gdy załatwiam sprawę z jednym to mam przykładowo pisać "ogranicza się", a drugi każe mi zmieniać na "dopuszcza się" w tym samym dokumencie. Ewentualnie ja proponuję zapis, zmieniam go zgodnie z sugestią mecenasa a potem on każe mi wrócić do mojej wersji (pisząc, że to jego wersja i po co zmieniałam). Oszaleć przy nich można. 
Jestem głęboko przekonana o prawdziwości słów, że gdzie dwóch prawników tam trzy zdania. Tyle, że to czasem rozkłada pracę. Obecnie nie mam czasu na takie podchody z nimi i 100 opinii o tym samym, bo gonią mnie terminy. :(
Jeszcze tydzień i będzie z górki.

środa, 20 lutego 2013

Sukienka ślubna itp...




Wczoraj znów byłam na 'kieckach', czyli oglądałam suknie ślubne. Wczoraj było to moje 3 podejście (i ostatnie jak się okazało ale o tym później). Przed pierwszym podejściem byłam mocno zestresowana. Do tego stopnia, że nie dałam się namówić na wejście do sklepu. Dopiero do drugiego weszłam. Na szczęście była tam bardzo sympatyczna pani, która pomogła mi się odprężyć i dalej jakoś poszło. Zmierzyłam coś koło 20 sukienek. Idąc po raz pierwszy na przymiarki miałam już jakąś wizję sukni: prosta, z koronkowymi wstawkami, bez trenu, bez ramiączek z krótkim welonem, biała. Oczywiście mierzyłam rożne sukienki, żeby zobaczyć jak w tym wyglądam i czy to co sobie wymarzyłam wygląda na mnie dobrze. Generalnie miałam rację. Ramiączka powodowały że wyglądałam jak Marit, tren plątał się pod nogami a w lodowej bieli i ecru (kość słoniowa) wyglądałam albo blado albo lekko zielonkawo.
Tyle, że tak było, aż przymierzyłam wczoraj sukienkę. Z ramiączkami... i spodobała mi się. Tak samo jak długi welon, którego nie mogłam sobie wyobrazić... Także zdecydowałam się wczoraj po 3 podejściu na taką o to sukienkę:
Nie mogę póki co wgrać zdjęcia jak wygląda na mnie, bo ciągle psuje się zdjęcie przy wgrywaniu.  W każdym razie wygląda nie tak efektownie ale całkiem ładnie. Moja wersja będzie bez paska srebrnego tylko z białym i z koronkowym bolerkiem zapinanym z tyłu. Welon będzie długi. Jak mi się uda to wgram zdjęcie tej sukienki na mnie. Swoją drogą to dobrze, że co do trenu się nie namyśliłam. Nadal trwam przy wizji, że trenu nie będzie i już nie mam jak się z tego wycofać bo kiecka bez trenu zamówiona. :)
Inną sprawą są panie pomagające mierzyć. Są albo sympatyczne i rozładowują atmosferę, dają sensowne rady, albo są koszmarnie afektowne i masz poczucie, że chcą ci wcisnąć każdą sukienkę, bo w każdej nawet tej koszmarnej wyglądasz bosko. W każdym razie od tej pierwszej grupy dowiedziałam się, że mam fatalną bieliznę i muszę pomyśleć o zmianie stanika, nie tylko do sukienki, ale generalnie. Stąd też pomysł na wizytę u brafitterki w ramach moich nadchodzących imienin. Pójdziemy z dziewczynami po opiernicz... bo żadna z nas nie nosi dobrze dopasowanego stanika. Jak będę miała wenę to napiszę jak było :)

wtorek, 19 lutego 2013

Nauki przedmałżeńskie - szok!

W niedzielę rozpoczęłam z Serkiem nauki przedmałżeńskie. W niewielkiej podmiejskiej parafii. Generalnie czeka nas 8 spotkań grupowych i 2 spotkania w ramach poradni małżeńskiej.  Na naukach jest nas 9 par. Większość jest młodsza od nas. Cały kurs ma prowadzić osoba świecka. Natomiast pierwsze zajęcia poprowadził ksiądz proboszcz. Spodziewaliśmy się raczej wypowiedzi w tonie "dzieci rodzić, gary myć, mężowi służyć kobieta ma". Łatwo więc zgadnąć jakież było nasze zdziwienie gdy usłyszeliśmy, że małżeństwo to partnerstwo i kobieta i mężczyzna są sobie równi. Kobieta to nie kuchta, facet sam sobie może ugotować. Musimy spędzać ze sobą dużo czasu i to nie na randkach, ale w codziennych zajęciach. Czas powinniśmy spędzać z rodziną i obserwować reakcje partnera na swoją rodzinę. Jeśli nie umie uszanować mamy, taty, babci to nas potem też będzie tak traktować. Generalnie ton wypowiedzi był zdecydowanie inny niż się spodziewaliśmy. Z przyjemnością słuchaliśmy o tym czy jest związek i partnerstwo i gdzie w tym powinien być Bóg. Bez nadęcia, bez stereotypów. Ksiądz wprost powiedział, że to nie XIX w. i nie spodziewajmy się akceptacji poddańczej roli kobiety. W sumie wiele z tych rzeczy, o których mówił ksiądz odnosiło się do kogoś z mniejszym stażem. Mimo wszystko ja i D. nie mamy już różowych okularów na nosie i widzimy siebie nawzajem z wadami. Nie mniej dobrze jest uświadomić to sobie i utwierdzić się w przekonaniu, że kochamy się i jesteśmy dla siebie oparciem.
Za tydzień mamy rekolekcje więc będzie z kimś innym i nie całkiem o małżeństwie. Za dwa zaś poznamy tego pana, który ma nam docelowo prowadzić zajęcia. Jestem ciekawa czy nadal będą te zajęcia coś nam przynosiły.

poniedziałek, 18 lutego 2013

Z odmętów

Z odmętów świata wracam do pisania. Dziś będzie krótko, bo wyszłam z wprawy w pisaniu.
Generalnie jakoś się poukładało. Dziś jestem znów w pracy po urlopie. Byliśmy z D. i naszymi przyjaciółmi na nartach w Białce T. Zdecydowanie potrzebowałam odpoczynku i takiego pełnego oderwania od pracy. Sama siebie zaskoczyłam, że odpoczęłam i zupełnie nie myślałam o pracy. Kończę właśnie walkę z mgr. Plan jest taki, że do poniedziałku napisze całość. Mam już dane, więc powinno się udać i nie mam wymówek, że nie mogę pisać. Będzie dobrze. 
W sumie to od jakiegoś czasu czuję się wyjątkowo pozytywnie nastawiona do świata. Umiem wyobrazić sobie ślub i wesele, obronę pracy, perspektywy zawodowe. Jestem zadowolona z tego jak jest i gdzie jestem. Może to kwestia większej ilości słońca :). 
Jedyne z czym jest kiszka to mój ruch i dieta, ale jest opcja, żeby wyjść i z tym na prostą.
Jutro będzie notka o przygotowaniach ślubnych, w tym o zaczętym wczoraj kursie przedmałżeńskim, który nas póki co zaskoczył bardzo pozytywnie.