poniedziałek, 30 stycznia 2012

Po nartach

Wróciłam!
Tak, nie było mnie czas jakiś, bo w końcu doczekałam się urlopu. Wyjechałam na Słowację na narty. 
Generalnie było fantastycznie, choć oczywiście musiałam przed wyjazdem panikować i wkurzać się na cały świat.
Tylko ta Słowacja... jakaś inna niż za czasów moich eskapad z rodzicami. Pusto cicho... zupełnie inaczej. Góry mają piękne, łatwiej się dogadują, ale coś nie zagrało i w tym roku były absolutne pustki. Nie pootwierane były sklepy z pamiątkami, część knajp, pensjonatów i hoteli. Po 20 na ulicy tylko ja i Serek... Dziwnie jakoś i smutno. Słowację pogrążają ceny. W euro... Jest zwyczajnie drogo. Zwłaszcza coś co pamiętam zupełnie odwrotnie mianowicie jedzenie. Niestety pogorszyła się też jakość posiłków serwowanych w knajpach. Nie jest to już takie świeże, ani smaczne. Szkoda, bo mam wielki sentyment do ich jedzenia.
Oczywiście pustki  miały też dobre strony. Na stoku jeździliśmy prawie bez kolejki. Szczerze mówiąc to jestem w szoku jak Serek jeździ.... W zeszłym roku zaczął się uczyć jeżdżenia na nartkach, a w tym śmiga. Czasem mam wrażenie, że lepiej ode mnie. On oczywiście twierdzi z wrodzoną skromnością, że ja jeżdżę lepiej, ale nie jestem tego taka pewna. Ja w tym roku zaliczyłam dwie gleby... na płaskim w trakcie jednego zjazdu. Obiektywnie mówiąc to nie był mój dzień...

Już nam się marzą kolejne narty... może na weekend do Kielc albo Bełchatowa?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz